Archiwum 03 czerwca 2005


zranił i odszedł...a ja nadal go kocham...
03 czerwca 2005, 16:48

śniło mi sie że był ze mną krzysiek...mój najukochańszy...i gdy rano się obudziłam...łzy napłynęły mi do oczu...a ja bezsilnie zaczęłam płakać...(tak jak teraz)...bo poprostu go kocham...a on mnie tak wychujał...drań...ale poprostu nie moge...bez niego żyć...najgorsze ze go nie ma...poprostu...nie ma...niema...w szkole też miałam lipe...zaczęłam ryczeć na matmie...a potem mieliśmy zajęcia ze studentkami...warsztaty pt."MIŁOŚĆ" i jak ja miałam nie ryczeć...nawet sobie nie wyobrażacie jak bardzo go pragne...jego ust...spojrzenia...tak tego spojrzenia mi brakuje....jego dłoni takich męskich...czapeczki... brzuszka...i reszty;)staram się brać to jako przeszłość...ale nie moge...było mi z nim najlepiej pod słońce...mogłabym z nim póść nawet do piekła...a on tak poprostu zniknoł...zniknoł...